Do Frankfurtu przylecieliśmy o 5:35. Już z samolotu widzieliśmy ogromne ilości śniegu zgarniętego z pasów startowych. Przeszliśmy do odpowiedniej bramki i o 7:45. mieliśmy wystartować do Warszawy. Wylot nieznacznie się opóźnił, gdyż na lotnisku panowało niewielkie zamieszanie. Nasz samolot był pierwszym, który miał wystartować po 3 dniach. Jak się dowiedzieliśmy od współpasażerów lecących m.in. z Irlandii do domu na święta już wczoraj na tym lotnisku siedzieli w samolocie i po 3 godz. opuścili go, gdyż opady śniegu były tak obfite, że pługi nie nadążyły z odśnieżaniem pasów.
Na szczęście już nie padało i wystartowaliśmy.